poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział III

Rozdział dedykuję wszystkim śmieciom, którzy bawią się dziewczynami i Ewci-chan :)

Postanowiłam odpuść sobie akapity, są niewygodne. Przepraszam za zniknięcie. Wstyd, jestem nieudacznikiem. Zostanę hydraulikiem, tak mówi tata. Wybaczcie mi, moi Drodzy. Miłych ferii, Yoł :*
________________________________________________________________________________________

- Nie mogłam tego zrobić nie mogłam zabić rozumiesz to! To nie moje miejsce, ja po prostu tu nie pasuje! Właściwie to ja nigdzie nie pasuje! -
- Wiesz co... -
Stał blisko niej i patrzył w jej duże oczy i zmarszczone ze zdenerwowania brwi. Oddychała ciężko, bo w jej żyłach płynęła gorzka adrenalina.
- Wracaj do domu. -
Tyle że ona nie miała domu.
Chwila ciszy.
- Dobra już mnie tu nie ma! -
Odwróciła się z impetem i wyszła z bramy. Gdy tylko wiedziała, że zniknęła z oczu Sasuke zaczęła biec przed siebie. Ocierała łzy płynące po policzku, mieszały się z deszczem. Znowu lało.

***

- Co jest szefuniu?- powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Naruto siedzący przy mahoniowym biurku swojego podwładnego.
- Zamknij ryj. -
- Ojoj coś taki nie w humorze. No Sasuke! A, rozumiem, dała ci kosza... Wiedziałem, że to się tak skończy, to przez ten twój... hmmm... chłód. Wiesz na początku to jest dobre, laski niby na to lecą - brunet kręcił się po pomieszczeniu przestawiając jakieś papiery, jego mina robiła się coraz groźniejsza - ale potem, jak nie dasz im tej czułości to dają ci z liścia i lądujesz na balkonie.    Wiesz co Sasuś mógłbyś się czasem uśmiechnąć albo coś...- mówił tak i mówił, kiedy nagle jego wypowiedź przerwał świst strzału. Kula przeleciała obok blond czupryny Naruto i wbiła się w deski boażerii.
- Ej no stary! To to, nie to. Strzelasz we mnie? -
Spojrzał się na niego znacząco.
- Wyjdź. -
- Ale Sasuś ja chciałem... -
-WYPIERDALAJ STĄD DO JASNEJ KURWY, BO CI ZARAZ ROZPIERDOLE TEN TWÓJ ZASRANY RYJ! -
*kdysh, kdysh, kdysh* albo *bang, bang, bang*, jak kto woli.
Krzyczał oddając strzały w stronę zatrzaskiwanych przez uciekającego blondyna drzwi.
- Fucking shit! - mamrotał pod nosem.

***

Już przestała płakać. Nie myślała teraz o niczym. Szła aleją Wall. Ulewa była w gruncie rzeczy przyjemna. Chłodziła jej rozpaloną gorączką skórę. Przeziębienie. Nie, nie teraz, kiedy czekała ją ulica... A może by wrócić, do domu? Do matki? Do sióstr? Do braciszka. Tak. Ale zaraz, chwila, ma w kieszeni z dziesięć patyków.
- Idę na zakupy - powiedziała do siebie.
Najpierw supermarket i w chuj jedzenia. Pewnie głodują już jakiś czas. Może po jej odejściu, kiedy nie zajmowała się już wszystkim odczuli jej brak? Marzenie, ale ono pozwalało jej oddychać. Coś zrozumieli?
A tym czasem uciekając od upijających mózg myśli spójrzmy na kolorowe półki. "Stać mnie na wszystko w tym sklepie." Kupiła ze trzy tony jedzenia, pieniądze matka by przepiła. Wybierała konserwy, wędliny, owoce i słodycze. Teraz stała przed kasą i żuła dawno już zatęchłą gumę. Wygrzebała ją z kieszeni. Obrzydliwe, ale była głodna. Niewiadomym wzrokiem patrzyła na ladę. Batoniki, jednorazowe maszynki do golenia, prezerwatywy. Aż jej się przypomniało, że kiedyś jej nawykiem była kradzież. Właśnie, gdy była przy kasie, zwijała wszystko. Wtedy nikt na nią nie patrzył. Wszyscy byli zajęci liczeniem chajsu. Wzięła paczkę gum, odruchowo. Zapłaciła i wywiozła dwa wózki jedzenia. Kurwa, jak ona to zabierze do domu? Stała na sklepowym parkingu, blisko wyjazdu. Pomachała na jeden z samochodów.
- Słucham panią? - powiedział facet wychylający głowę przez odsuniętą szybę. Miał w ustach peta, a wnętrze samochodu kłębiło się od dymu.
- Zabierze mnie pan? - skinęła głową na dwa, po szczyt wypełnione wózki sklepowe.
- Daleko? -
- Coś w Manhatan.-
- Wsiadaj mała, tu, z przodu, a ten "drobiazg" to do tyłu. -
Drzwi od samochodu stuknęły zamkiem. Sprzączka od pasa też przypięta.
- Ma pan papierosa? -
Nie odpowiedział. Podał jej paczkę Viceroy'i. Przejechali przez Empire bez problemu.
- Widzę, że dzień nie ciekawy. U mnie też średnio. Żona mi wczoraj zeszła. -
- Mówi to pan tak po prostu. -
- To moja szósta żona. -
- OK. -
- Jakbyś potrzebowała podwózki to dzwoń - wręczył jej wizytówkę.
Odjechał dalej. Spojrzał w lewo. Coś leżało na siedzeniu. 200 dolców. Spoko.
- Przyda się - wziął bucha i odjechał na pełnym gazie.

***

Weszła po schodach. A to wszystko zostawiła na ulicy. Niestety, sama nie da rady. Nie pukała, wiedziała, że drzwi będą otwarte. Jeden duży pokój i niesamowity burdel. Na końcu jej matka pijana w pień z ciotką, bzykały się z jakimiś gachami. Eva siedziała przed kompem. A Jimmy - patrzył na to wszystko. Ominęła matkę i puknęła siostrę w plecy.
- Chodź pomożesz - przekrzyczała muzykę. Jej siostra bez słowa odłożyła słuchawki i wstała od stołu. Schodziły i wchodziły ze trzy razy. Wniosły wszystko.
- Skąd masz kasę? - Paliły razem na klatce, taki zwyczaj - jedyne co je łączyło oprócz gówna, w którym siedziały po kolana.
- Dostałam. -
- Dostaniesz więcej? Dasz mi na sukienkę, Chet mnie zaprosił. -
- Nie, ale kupie ci sukienkę. Długo już tak jest? -
- Że jak? Że w domu? Odkąd cię nie ma. -
- Aha - wróciły na górę. Sakura wzięła brata na ręce. Wzięła jego znoszoną kurteczkę i wyszli.
Najpierw zabrała go do KFC, potem do kosmetyczki. Oczywiście ona siedziała na fotelu zabiegowym, a ekspedientki zabawiały małego. Wstydziła się, bo śmierdziała potem. Teraz SPA. Zostawi brata w tym takim kącie dla dzieci, chuj wie jak to się nazywa. Już po wszystkim. Jest czysta. "Zabieram go i idziemy do Smyka. " Nie kupiła zabawek, które matka mogłaby sprzedać. Teraz poszła z nim do tych babskich sklepów, z butami, bielizną, z jeansami marki La Costa. Dała ekspedientce resztę kasy, której nie wydała, zostawiła sobie tylko "parę groszy" tak w razie czego.

***

Ubrana od stóp do głów, z obwieszonymi rękami i braciszkiem, szła dumna i wyprostowana. Wyglądali jak z dobrego domu, ale ich oczy mówiły co innego. Zapatrzyła się na młodych ludzi siedzących w kawiarni, byli tacy beztroscy. Tak bardzo im zazdrościła. Nagle mały zniknął jej z oczu. W panice zaczęła biegać po całym centrum handlowym. Nagle zauważyła go przy boku blondwłosej dziewczyny. Podbiegła czym prędzej.
- Oh Jim, nigdy więcej tego nie rób! Przepraszam cię bardzo za niego, taki już jest z natury - znów się wstydziła.
- Oj, nic się przecież nie stało, jest taki uroczy. -
- Zjećmy z miją panią jody! Prosiem ! -
- Mówi się proszę, Jim. -
- Jesteś tu tylko z nim? -
- Tak. -
- Ja właśnie idę spotkać się z przyjaciółmi ze szkoły. Chodź też. -
- No, bo ja właściwie... to... bo... -
- Ah, nie zrzędź! - Krzyknęła ciągnąc ją za rękę.

***

- Cześć wszystkim! A to jest ... -
- Sakura - szepnęła jej do ucha.
- Sakura! Poznałam ją dopiero co, ale jest przemiła! A patrzcie jakiego ma braciszka! -
- No to Sakura mówisz, że jesz z nami? - powiedział uśmiechnięty brunet. Jaka teraz była szczęśliwa, tego słowa nie opiszą. Pierwszy raz w życiu czuła tą normalność. Przysłuchiwała się ich ploteczkom i małym kłótniom. Sama od czasu do czasu się śmiała, sącząc shake'a. Nie miała odwagi się odezwać. W końcu, kiedy zaczęli zadawać pytania trochę się otworzyła. Mimo wszytko musiała kłamać, na szczęście Jimmy też to umiał.
- No to mówisz, że jesteś stąd? To świetnie! Zostawiaj swój numer i widzimy się niebawem. -
Zostawiła im numer, jak dobrze, że zdążyła kupić telefon! I pożegnali się z grupką nastolatków.
- To gdzie mieszkasz? - spytała Ino, bo tak właśnie nazywała się blondynka.
- Na TimeSquare. -
- Wow, no to ładnie. Odprowadzę cię. -
- Nie nie trzeba... - o fuck, nie tylko nie to.
- Ależ trzeba! -

***

Stały pod klatką apartamentowca. Sakura wygrzebała z nowej torebki jakieś stare klucze, które przy zakupach znalazła w którejś z kieszeni, chyba od jej komórki.
- No to do zobaczenia! -
- Do zobaczenia! -
Jakie różowowłosa miała szczęście, że właśnie gdy miała wkładać w zamek niepasujący kluczyk, z bloku wyszedł jakiś facet.
- Dzień dobry! - Krzyknęła zachęcająco do nieznajomego. Nie mogła przecież dać po sobie poznać, że to wcale nie jej sąsiad, i że w gruncie rzeczy go nie zna.
- Dzień dobry - odpowiedział zdawkowo, chyba się spieszył. O jak dobrze! Jednak to chyba trochę za dużo "szczęścia" jak na jeden dzień. Postała chwilę w klatce, a gdy upewniła się, że Ino dawno już zniknęła w natłoku samochodów i pieszych, wybiegła z budynku. Uśmiech nie schodził z jej ust przez całą drogę do domu, a mały opowiadał w kółko o przeżyciach z tego dnia. Byli tuż przed drzwiami, a po ich drugiej stronie impreza już się skończyła. Wszyscy albo wyszli pić dalej, albo leżą zaćpani. Sakura uklęknęła przed chłopcem, przeczesała jego włoski i poprawiła kołnierzyk nowej bluzy. Spojrzała mu głęboko w oczy.
- Tylko ani słowa mamie. -
- A co jak... - był mądry jak na swój wiek.
- Jeśli o cokolwiek spyta, to powiedz, że spotkałam bardzo dobrego człowieka, który dużo mi płaci, i że dlatego mnie nie ma. Jeśli spyta za co, to powiedz, że za usługi, OK? - nie musiała powtarzać, wiedziała, że zapamięta każde słowo. Był smutny mimo pięknego dnia i prezentów. Przytuliła go mocno jeszcze raz.
- No, idź już. - Popchnęła go zachęcająco wgłąb domu. Drzwi się zamknęły. Dziewczyna wyszła czym prędzej z kamienicy.

***

- Gdzie byłeś z ES?- tak Eva mówiła na Sakurę - Było fajnie?- dobrze, że była w domu. Jim nie był chociaż sam, jak często bywało.
- To dja ciebie - wręczył jej dość dużą torbę. W środku była piękna i co ważniejsze droga suknia, buty i pasująca torebka. Z oczu nastolatki płynęły łzy.
- Dlaczego nie wraca? - chłopiec nie odpowiedział.
- Musimy ją kryć - powiedział zaskakująco poprawnie jak na niego.
- Wiem Jim.-

***

Siedziała na ławce. Było jej ciepło, była najedzona i spokojna o Jima, jak na razie... "Co teraz zrobię? Co dalej... Co dalej do cholery. Nie wrócę do domu, na pewno nie. Nie mam już kasy. I tak nie miałabym na co wydać, a na mieszkanie i tak byłoby za mało. Nie znajdę pracy, nie mam wykształcenia. Dziwką nie zostanę, nie. Skończy mi się kasa, i co dalej? Co z mamą, z Evą, Mari miała wyjechać i chyba już jej nie ma. CO DO DUPY Z NIEWINNYM JIMMYM?! Jedyna moja szansa... shit zmarnowałam ją! Ale nie, nie wolno mi zabijać ludzi. Nigdy. Ale, ale chcę wrócić! Do Hinaty, Naruto.... Saska. Nie ten zimny typ nie pozwoli mi wrócić. Ten nie z tych. Co zrobić? Mam wprawdzie klucze od komórki, są tam jakieś stare rzeczy i węgiel. Przydałby się piec kaflowy, bo zimno jak psia dupa. Ale przecież się zaczadze! Nie to nie tak. Pójdę tam ogarnę to trochę, a jutro, jutro - a co jutro? Nie to też nie tak. Myśl, myśl idiotko! A może by spróbować wrócić. Jak? Jak? Sai! Wiem gdzie ma magazyn. Heroina i koka. Zawinę! Nikt mnie nie posądzi, a w życiu. Po za tym on ma dużo wrogów. Umówię się z Saskiem. Albo nie z Naruto! On na stówę  go przekona. Żebym wróciła. Będę mieć dom o jakim marzyłam. No właściwie to nie o takim, ale na lepszy mnie nie stać. Nie to życie. Będę żyła inaczej niż chciałam, ale lepiej! Znaczy gorzej, ale jednak lepiej! Lepsze jutro. Sakura skończ myśleć... Jestem idiotką myślę do siebie. " Wstała i poszła do komórki. Uprzątnęła w niej trochę i położyła się na dziurawym tapczanie. Przykryła się kocem, zamknęła piekące ze zmęczenia oczy i odpłynęła z nadzieją jak każdy - na lepsze jutro.


4 komentarze:

  1. Idiotko ! Czemu tak rzadko dodajesz rozdziały ?! Ten rozdział był soper. Zimno jak w psiej dupie ? aha ?
    Bez opisów nie jest tak źle. Mam nadzieję, że Sasuś wpuści ją z powrotem. Napisałabym, że nie będę mogła spać z ciekawości co będzie dalej, ale dokładnie wiem co się później stanie, huehue perfidnie się z tego cieszę. A i jak nie dodasz nowego rozdziału szybko to umawiamy się na solo u Ewci-chan w salonie ;)
    Nie pozdrawiam cię śmieciu !

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie idiotko! Co ty sobie wyobrażasz! Ja mam tyle czekać na twoje rozdziały? Co to to nie moja droga.
    PS. Jestem starsza nie dyskutuj jakby co :D.
    Wracając. Jak czytałam tą wypowiedź Naruciaka i to jak Sasek o mało co nie walnął mu tą kulką w łeb xd. Ryczałam ze śmiechu, aczkolwiek z twoich ust brzmiało to lepiej na żywo :D. Ale wiesz co jak dla mnie troszeczkę za dużo tych przekleństw :D. Fajnie to zabrzmiało " Dla wszystkich śmiecią, którzy bawią się dziewczynami i Ewci-chan " hahaha xd. Chce żeby on ją przyjął z powrotem! Słyszysz oni mają być razem!
    A do do solówek w moim salonie to nawet mooooowy nie ma! :D Nie pozwalam. + Kto normalny zasypia mi podczas meczu piłki ręcznej o.O to jest nieludzkie zachowanie. Ta zniewaga krwi wymaga :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Po tylu latach czekania, wreszcie się pojawił rozdział.
    I to jaki!
    Taki realny, prawdziwy.
    Czułam się jakbym to ja miała problem, a nie Sakura.
    Jednak najbardziej szkoda, mi jej braciszka.
    Nie cierpię, gdy matka zaniedbuje takie maleństwo.
    Aż we mnie kipi ze złości, zero odpowiedzialości.
    No i rozmowa Sasia z Naruciakiem, rozwaliła mnie.
    Co jak co, ale ta dwójka poczucie humoru to ma.
    Tak jak Tobi z Deidarą.
    No rozdział jednym słowem świetny, mam nadzieję, że Sasuke przyjmię ją z powrotem i że stanie się zimna jak lód !
    Pozdrawiam i życzę dużo weny. ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę kazałaś na siebie czekać, wiesz? :P Ale warto było. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że tak dalej się to potoczy. I jeszcze braciszek Sakury. Mały słodziak. :)
    Czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie to trwało tak długo. :D
    Pozdrawiam, Halszka :3

    OdpowiedzUsuń