sobota, 21 września 2013

Rozdział I

            Reszta drogi minęła im w ciszy. Sakura czasami co nieco zagadywała lub o coś podpytywała, ale nachmurzony brunet nie wiele mówił. Z reszta czego się dziwić, tacy ludzie nie obdarzają zaufaniem byle kogo spotkanego na dworcu o 3 nad ranem. Powoli zbliżali się do celu. Kiedy stanęli przed niemalże opuszczoną kamienicą w złym stanie, w bardzo ciasnej uliczce, gdzie nad głowami rozciągały się sznurki, na których mieszkańcy desperacko próbowali upchnąć pranie. Sasuke poinstruował dziewczynę gdzie i którędy ma wejść, zejść i przejść. No i byli już na miejscu. Co za nora. W piwnicach. Zimno, ciemno, wilgotno, a na dodatek wszędzie pełno szczurzych kup! Aż jej się rzygać chciało, nie chwila - w jej domu było podobnie... Weszli do mniejszego pokoju, na końcu którego znajdowały się dość duże, wahadłowe drzwi. Przeszli przez nie. Po drugiej stronie panował tłok i zaduch. Całe pomieszczenie było ukryte w skłębiającym się dymie tytoniowym, lub jeszcze jakimś innym dymie, słychać było też gwar mężczyzn grających w pokera, albo bynajmniej w karty. Śmiali się, wyzywali, krzyczeli, wydurniali i po prostu rozmawiali. Na okrągłym i dość szerokim  stoliku, przy którym siedzieli, stało mnóstwo pustych i półpełnych butelek po przeróżnego rodzaju trunkach. Gdy podeszli do owego stolika drodzy "biesiadnicy" umilkli. Spoglądali to na Sasuke, to na stojącą pod jego lewym ramieniem i podtrzymującą, żeby czasami znowu nie upadł, zdezorientowaną, młodą i piękną dziewczynę. Niektórzy z nich od razy rzucili się brunetowi na pomoc wyrywając go z wątłych ramion Sakury.
- CO SIĘ STAŁO SZEFIE!? - przekrzykiwali siebie nawzajem.
- Nic takiego - odpowiedział w końcu sucho, czym uciszył publikę. W czasie gdy jeden przez drugiego wołał żeby sprowadzili jakąś tam laskę co ma opatrzyć Sasuke, różowa stała tam i patrzyła się w jeden wybrany punkt na ścianie. Wszyscy o niej zapomnieli, wróć, po prostu nikt od samego początku nie zwracał na nią uwagi, a teraz to już tym bardziej. Po paru jękach i stękach bruneta zjawiła się w końcu jakaś dziewczyna w obcisłych dżinsach i skórzanej kurtce. Miała długie, czarne i proste włosy związane w wysoki kucyk sięgający do pasa. Nazywali ją "słoneczko", ale gdzieś wśród głosów padło też imię Hinata. Razem z nią i jakimś jeszcze chłopakiem wyszli z pokoju. Wtedy w końcu, jak to zwykle w życiu bywa, ich uwaga zwróciła się ku Sakurze. Na jej nieszczęście zresztą. Paru obleśnych zakapiorów, każdy z nabitą i gotową do użycia spluwy, co można było wywnioskować z samego ich wyglądu, podeszło do dziewczyny na dość niewielką odległość. Zaczęli dotykać jej włosów i nóg. Mówili coś do niej, na zmianę okazując swoje pożądanie lub niechęć w stosunku do niej. Śmierdziało od nich alkoholem. "Co za banda obrzydliwych śmieci!" - myślała rozpaczliwie, ale za bardzo chciało jej się wymiotować by móc to powiedzieć na głos. Po za tym miała za mało siły by się bronić, a na dodatek była tam sama. "Zgwałcą mnie. Na pewno. " Najczarniejsze myśli i scenariusze biegały jej po głowie, nawet już nie słyszała wymawianych przez nich słów - tu mając na myśli obelg, wyzwisk i najtańszych skurwysyńskich komplementów na świecie.
- Zabieraj te obleśne łapska śmieciu! - powiedziała z wykrzywionymi ustami.
- No już maleńka dawaj mi swoje majteczki! - jeden z nich podszedł za blisko. Sakura wymierzyła mu siarczysty policzek. Facet wkurwił się ostro, z cisnął jej nadgarstki i zaczął szarpać.
- Tak się chcesz bawić suko!? - W tym momencie przez osoby zgromadzone wkoło sakury zaczął się ktoś przepychać, nim zauważyli kto to mieli już ostro przesrane. Był to Sasuke bez koszulki z obandażowanym brzuchem. Gdy spostrzegł już co się dzieję natychmiast podniósł na nich głos. Nie no, po prostu zaczął drzeć ryj.
- Co wy kurwa robicie! Puścić ją natychmiast śmiecie. -
- A co, ta dziwka to twoja lalunia na dzisiaj szefuniu? - brunet tylko zwierzył go wzrokiem.
- Wara od niej, jeśli którykolwiek z was ją tknie to... - w tym czasie już targał jakiegoś fagasa za kołnierz, kiedy nagle ktoś mu przerwał.
- Spokojnie, nic jej nie zrobią - odezwał się spokojnie blondyn kładąc rękę na jego ramieniu.
- Zostaw mnie - rzucił sucho odpychając jego rękę. Wkurwił się. Okazali mu brak szacunku. - Jak mówię, to ma być cisza - wycedził przez zęby, pociągnął za ramię Sakurę i opuścił wraz z nią pomieszczenie.
- No właśnie, nic nie warte paroby! - wtórował blondyn.
Kiedy już znaleźli się w bramie wyjściowej, Sasuke się zatrzymał. Padał deszcz. Jak to jesienią było zimno i mokro, aż nie chciało się wychodzić na ulicę.
- Dzięki, możesz już spadać... - Co, ale? Jak? Przecież, bo? Ehhh, to nie ma sensu. Jak on mógł tak po prostu do niej tak powiedzieć? Ja się pytam jak?! Co za shit. Sakura spuściła głowę i nawet nic się już nie odezwała. Zasunęła kurtkę i założyła kaptur na głowę. Spojrzała jeszcze raz w niebo, ah ta pogoda... Znów jej wzrok sięgnął własnych butów, były okropne co jeszcze bardziej ją dobiło. Powolnym krokiem wyszła z bramy. Była parę metrów od niego. Oparł się o ścianę i wgapiał się w jej oddalającą się sylwetkę. Odprowadził by ją do końca dzielnicy, bo o tej porze było tam niebezpiecznie, jeszcze nawet nie świtało, ale nie miał koszulki na sobie i jeszcze ta rana... Spojrzał na chwilę w górę, chyba się nad czymś zastanawiał.
- Ej, a właściwie to dokąd idziesz? - wypalił nagle półkrzykiem.
- Ja? - odwróciła się lekko zszokowana. Przegarnęła ręką grzywkę i patrzyła się na niego z niedowierzaniem. Co miała mu odpowiedzieć? Kurcze to takie trudne!
- Zapytałem cię o coś. -
- Właściwie to nie wiem. Nie mam za bardzo co zrobić z czasem - nie odpowiedział jej, chyba znowu myślał. Sakura znów się odwróciła i ruszyła dalej.
- Poważnie? -
- Nie, żartuję sobie z ciebie! - Odkrzyknęła z ironią. - Mooże... - zaczęła niepewnie - macie jakieś miejsca w tym waszym "zespole"? - Sasuke przekroczył bramę i zaczął wolno iść w jej stronę, ręce miał w tylnych kieszeniach spodni. Na jego klatkę piersiową spadały krople wody.
- No nie wiem... -
- Aha, to ja już pójdę. -
- Znalazłoby się coś. - Sakura się uśmiechnęła. Brunetowi spodobał się niezmiernie ten jej uśmieszek.
- To wracajmy - powiedział nieśmiało i skierował się z powrotem do bramy. Różowa stała jak wryta z ręką na klatce piersiowej. Tego się nie spodziewała. W końcu pierwszy raz w jej życiu gdzieś na końcu tego długiego tunelu zwanym życiem pojawiło się małe światełko. Tym światełkiem był Sasuke. To nie mieściło się w jej małej głowie.
- Idziesz czy nie? - Ona tylko podniosła głowę uśmiechnęła się i wraz z wciągnięciem wilgotnego powietrza ruszyła się i podbiegła do niego. Szła za nim ucieszona.
- Hmm - pokiwał głową i uśmiechnął się ironicznie. Zniknęli w szarości kamienicy.










4 komentarze:

  1. Aaaaaaa akurat skonczyly sie reklamy ! Rozdzial cuudny boze juz nie moge sie doczekac ich przygody . Czekam na next z niecierpliwoscia i goroco pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Sasuś lubi jej uśmiech! Jak miło! Z niecierpliwością czekam na nn i życzę weny. Plus- u mnie pojawiła się nowa notka :). Pozdrawiam, Crayon :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział <333 Sas jest jakiś delikatny... Jejku ja chcę więcej! Rozdział tak mi się spodobał, że aż chciałam by się ciągnął i ciągnął, a ja tu patrze... Koniec... Czekam na next! Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. w końcu komentuje! już któryś raz, bo zawsze coś mis ie działo i nie mogłam skomentować :(
    Nevermind .. Sasuke przygarnął Sakurę... Uroczo :3
    no i obronił ją przed tymi facetami! :D Uchiha to zawsze dba o to co jego xDDD
    Dla mnie krótko... już nie mogę się doczekać co będzie dalej! :P
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń